„…nie potępiam zwracania się do irracjonalnych metod leczenia, jednak pod warunkiem, że na temat choroby wypowiedziała się oficjalna medycyna. Rozumiem intencje takiego postępowania. W przyszłości może się zresztą okazać, że metody, których działania nie rozumiemy, uznane obecnie za irracjonalne, będą przez medycynę zaakceptowane”.
(Fragment wypowiedzi prof. dr Janusza Jeliaszewicza, przewodniczącego Rady Naukowej Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, udzielonej w tym roku „Gazecie Robotniczej”.) (DOKOŃCZENIE ZE STR. 1)
Paweł POŁONECKI, Jerzy REJMER i Mieczysław WIRKUS przyjmują w warszawskich lecznicach O „IZIS” wspólnie z lekarzami. Umożliwia to prowadzenie systematycznej dokumentacji i dwutorowej obserwacji pacjentów. Przeprowadzona niedawno przez Ministerstwo Zdrowia kontrola pozytywnie oceniła tę Współpracą.
Połonecki stawiał już pierwsze kroki, nim wzeszła wielka gwiazda Nardellego. O swych właściwościach dowiedział się przypadkiem. Pewnego razu podwiózł samochodem jakiegoś człowieka. Okazało się, że był to radiesteta. Przyglądał się Połoneckiemu uważnie i powiedział, że ten emituje silne biopole. Radził zgłosić się do stowarzyszenia, poddać testom. Testy wypadły bardzo pozytywnie.
Zaczął praktykować Wśród bliskich znajomych, uczył się. Przybywało pacjentów. Szukał więc kontaktu z lekarzami. Zaowocowało to współpracą ze spółdzielnią „Izis”, gdzie leczy już drugi rok. Diagnozy stawia różdżką. Przy dużej koncentracji może się bez niej obyć — „widzi” plamy w chorych miejscach. Czasem jest mu trudno określić schorzenie, bo nie studiował medycyny. Procent trafnych diagnoz ma jednak wysoki. Uważa, że diagnozowanie to świetne pole do współpracy lekarza I bioterapeuty, gdyż ten ostatni może wykrywać zmiany chorobowe w zarodku, nim dadzą znać o sobie w namacalny sposób. Dlatego uczestniczył w serii eksperymentów, m. in. w Klinice Ginekologii AM w Warszawie. Stale podkreśla, że chorzy poddając sie jego terapii muszą leczyć się również konwencjonalnie, nie wolno im przerywać kuracji zalecanej przez lekarza. Jest częstym gościem szpitali i klinik.
Dla badaczy jest jednym z najciekawszych fenomenów bioenergetycznych. Jego zdolności rozwijają się bardzo dynamicznie. Wykazują to badania i testy, jakim się poddał w kraju i za granicą, m. in. w RFN i Szwajcarii. Wiosną tego roku brał udział w kongresie parapsychologicznym we Włoszech. Od jesieni zaczął przyjmować w „Izis” z dwoma nowymi doświadczonymi lekarzami, dysponującymi pokaźną wiedzą kliniczną i dającymi gwarancję, rzetelnej obserwacji zjawiska, jego wszechstronnej dokumentacji.
Jerzy Rejmer ma do bioenergoterapii stosunek podobny, ciąży jeszcze bardziej, w stronę nauki. Działalność terapeuty łączy z badaniami, analizami, obserwacjami naukowymi. Jest jednym z prekursorów poważnego, pogłębionego podejścia do tego zjawiska. Pracuję wraz z naukowcami nad opracowaniem systemu weryfikacji bioenergoterapeutów. Wszystkim testom poddaje się pierwszy. Szkolił kolegów o podobnych do niego uzdolnieniach na kursie przy Stowarzyszeniu Radiestetów w Warszawie. Starannie dokumentuje najciekawsze przypadki.
Mieczysław Wirkus miał 7 lat, gdy rodzice zauważyli, że w jego obecności siostrze szybko ustępował atak astmy. Świadomie po raz pierwszy wykorzystał swoje terapeutyczne możliwości 5 lat temu podczas choroby ojca. „Wyłowiono” go na kursie w stowarzyszeniu. Testy dały tak dobre rezultaty, że zatrudniła go w tym roku Spółdzielnia „Izis”. Dorobił się już pozytywnych opinii lekarskich i listów z podziękowaniami od pacjentów. Jest ponadto „honorowym dawcą energii” w swej zakładowej przychodni „Polifoto”. Diagnozuje dotykiem dłoni „czuje” też na sobie chore miejsca pacjenta. Czasem ma dni szczególnej wrażliwości – „bolą” go wtedy znajdujący się w pobliżu ludzie. W jego przypadku pomocne w rozbudzeniu możliwości leczniczych okazały się medytacja i filozofia Dalekiego Wschodu.
Jan Putkowski, z Zamojskiego, mieszka na wsi. Żyje przyrodą i podkreśla, że związek z nią jest niezbędny dla zdrowia człowieka. W swym środowisku cieszy się dużym poważaniem. Ma własną filozofię życia i zdrowia. Testy wykazują u niego silne biopole. Oddziaływanie bioterapeutyczne wspiera swoistą psychoterapią; chętnie doradza picie ziół, odżywianie się zdrowymi, prostymi pokarmami.
Barbara Lenczuk ze Szczecina to bardzo ciekawa osobowość. Może pochwalić się wieloma interesującymi rezultatami. Ogranicza się w diagnozie i terapii do kobiet i dzieci. W tym ostatnim przypadku wielce pomocne jest jej przygotowanie pedagogiczne i socjologiczne.
Konrad Urbański ze Słupska to nowa postać w bioterapii. Po pomyślnie zaliczonych testach wstępnych stawia samodzielnie pierwsze kroki. Jest przy tym bardzo sumienny.
Johannes Rongen – Holender zajmujący się, jak sam podkreśla, mesmeryzmem, tę specyficzną terapię stosuje od 20 lat. Od 8 lat działa w Polsce. Jako jedyny wśród naszych bioterapeutów posiada oficjalne, teoretyczne przygotowanie i uprawnienia do tego. Dlatego też Rada Naukowo-Konsultacyjna ds. Bioenergetyki utworzona niedawno przy PTB mianowała go swym konsultantem.
Wszyscy przedstawieni tu uzdrowiciele pragną dalszej współpracy z lekarzami, twierdząc, że bioterapia nie stanowi zamiennika dla medycyny, lecz jedynie jej uzupełnienie.
Anna Ostrzycka
(„Kurier Polski”, 13 lipca 1983, Nr 128 (7617), Rok XXVII)