Mimo że swoja działalność prowadzi od półtora roku u chorych, którzy skorzystali z jego pomocy, zdążył już zdobyć przydomek „polskiego Harrisa”. (Nawiasem mówiąc, słynny Clive Harris przebywał właśnie po raz kolejny w naszym kraju). Jedyne narzędzia, jakimi się posługuje, to różdżka i wahadełko, no i oczywiście nie wyjaśniono emanacja energii wewnętrznej.

PIOTR PAWELEC jest młodym, sympatycznym człowiekiem. Nic w jego wyglądzie zewnętrznym czy zachowaniu nie wskazuje na posiadanie zdolności uzdrowicielskich.

Jak doszło do odkrycia tych zdolności u Pana? — pytamy „polskiego Harrisa”.
– Zupełnie przypadkowo. Było to w czerwcu ubiegłego roku. Spotkałem człowieka, który zajmował się radiestezją. Widział mnie pierwszy raz, ale od razu zaproponował, żebym poddał się sprawdzianowi, ponieważ, jego zdaniem, mam zadatki na dobrego różdżkarza.
Na czym polegał ten sprawdzian?
– Między innymi kazano mi odszukać za pomocą różdżki podziemne cieki wodne. Okazało się przy tym, że moja energia wewnętrzna jest tak duża, że wystarczyła w tym celu różdżka wykonana ze… spinacza biurowego.
Czy za pomocą tej samej różdżki, którą szuka się cieków wodnych, można również stawiać diagnozy?
– Oczywiście, jednak początkowo stawianie diagnoz traktowałem jako zabawę. Pacjentami byli wyłącznie znajomi i rodzina. Szybko przekonałem się, że moje rozpoznania chorób są trafne. Aby się o tym upewnić, postanowiłem przeprowadzić eksperyment z udziałem znajomego lekarza. Znał on dokładnie swoje schorzenie. Oczywiście, zachował to w tajemnicy. Po badaniach przeprowadzonych przeze mnie okazało się, że moja diagnoza jest prawidłowa.
Jak wygląda badanie za pomocą różdżki?
– Trzymając różdżkę w dłoniach, wodzę nią wokół ciała pacjenta, nie dotykając jego ciała. Przypomina to pracę sapera; polem minowym jest ciało badanego, a miny to chore organy.
Co w takim momencie odczuwa leczona osoba?
– Wyróżnia się trzy rodzaje odczuć. Jedni czują gorąco, jakby ktoś przyłożył termofor. Inni, wprost przeciwnie, odczuwają chłód. Niektórzy natomiast mogą mieć uczucie, jakby przez dany organ przepływał prąd. Są to odczucia subiektywne i nie wiążą się z typem choroby. Wyjątek stanowi rak, kiedy wszyscy chorzy odczuwają to samo: we wnętrzu organizmu jakby coś wrzało..
A czy Pan również coś odczuwa w trakcie leczenia?
– Tak, przyśpieszenie tętna, pocę się, czasem kłucie w sercu. Jest to znak, że zabieg trzeba przerwać i przez chwilę odpocząć. Wystarczy 10-minutowa pauza.
Z jakimi chorobami najczęściej ma Pan do czynienia?
– Przede wszystkim są to schorzenia wątroby, żołądka, kręgosłupa.
Które z chorób są najtrudniejsze w leczeniu?
– Oczywiście rak, paraliże. Wymagają one dużego wydatku energii z mojej strony.
Czy wiek pacjenta odgrywa jakąś rolę przy kuracji?
– W zasadzie nie, chociaż pewne kłopoty mogą wystąpić z osobami w wieku powyżej 80 lat, jak i z bardzo młodymi, poniżej 10 lat. Osoby te często mdleją w trakcie badań.
Jaka jest skuteczność leczenia tą metodą?
– Zależy to od stopnia zaawansowania choroby. Czasem wystarcza jednorazowa wizyta, bo pacjent poczuł się lepiej, kiedy indziej znów wymagany jest kilkurazowy kontakt z chorym.
Największe sukcesy w Pańskiej działalności?
– Uzbierało się ich już sporo. Jedna z osób miała chore oko, nie widziała na nie. Po dwukrotnej wizycie oko zostało wyleczone. Obecnie leczę pacjentkę, która od 11 lat leży sparaliżowana. Już po pierwszej mojej wizycie nastąpiło częściowe przywrócenie czucia w nogach. Właściwie każdy przypadek wyleczenia dostarcza mi ogromnej satysfakcji, ponieważ trafiają do mnie osoby, których stan jest bardzo ciężki i które straciły już wszelką nadzieję na wyzdrowienie.
Traktuje Pan swoją działalność jako zawód?
– Nie, absolutnie. Normalnie pracuję na państwowej posadzie, w dziedzinie nie mającej nic wspólnego z medycyną. Na razie nie zamierzam nic zmieniać w moim dotychczasowym życiu, leczenie traktuję jako hobby, choć słowo to może nie jest właściwe, gdyż w grę wchodzą żywi ludzie i ich nadzieja. Zajmuję się również wyszukiwaniem miejsc pod studnie.
Ilu pacjentów przyjmuje Pan miesięcznie?
– Około stu.
Mimo wielu przykładów wyleczenia przez oddziaływanie energią wewnętrzną wiele osób odnosi się do całej sprawy dość sceptycznie. Sądzę jednak, że w stosunkowo prosty sposób można przeprowadzić dowód skuteczności tej metody. Na przykład wybrać grupę chorych, przebadać ich dokładnie w celu możliwie precyzyjnego określenia ich dolegliwości. Następnie Pan również by ich przebadał i postawił diagnozę. Można by wtedy porównać te rozpoznania. Oczywiście, wszystko odbyłoby się pod kontrolą konsylium. Co Pan sądzi o takiej próbie?
– Nie widzę przeszkód. Chętnie się zgodzę na taką próbę.
Dziękuję za rozmowę.
Sama rozmowa nie jest w stanie nikogo przekonać. Dlatego pragnę tu wspomnieć o paru eksperymentach, jakie w mojej obecności przeprowadził pan Piotr Pawelec. Jeden z nich polegał na odgadnięciu mojego wieku. Wynik był bezbłędny. W mojej obecności przeprowadzono też badanie chorego na wrzody żołądka. Diagnoza zgadzała się z tą, jaką przed, badaniem przedstawił mi pacjent. Z innych prób warto wspomnieć o sprawdzaniu, czy substancja znajdująca się w danym naczyniu jest nieszkodliwa, jak również o odnajdywaniu niematerialnych śladów pobytu osób w danym pomieszczeniu. Wynik za każdym razem był bezbłędny. Świadkami niektórych z tych prób byli również inni przedstawiciele naszej redakcji.

*) Nazwisko rozmówcy zostało zmienione.

Witold Fita

(„Kurier Polski”, 10 – 12.04.1981 r.)