O bioenergoterapii i radiestezyjnych metodach diagnozowania z członkami Stowarzyszenia Radiestetów w Warszawie, radiestetą Jackiem PAPIEWSKIM i bioenergoterapeutami – Pawłem POŁONECKIM i Jerzym REJMEREM rozmawia Małgorzata Woźniak.
– „Nie ma nieuleczalnie chorych”, taki jest tytuł książki z pogranicza medycyny i filozofii napisanej przez Juliana Aleksandrowicza. Możliwości terapeutyczne dla człowieka XX wieku widzi on między innymi w powrocie medycyny naturalnej…
PAPIEWSKI: – Jedną z metod znanych od tysiącleci w wielu cywilizacjach (Indie, Chiny, Afryka) jest bioenergoterapia. Zgodnie z definicją Zdenka Rejdáka (Uniwersytet Praski, fizyk) jest zdolnością przekazywania energii jednego organizmu drugiemu w celu poprawy jego stanu psychosomatycznego. Bioenergoterapia zakłada, że organizm ludzki jest przystosowany do samoregulacji i samouzdrawiania, jeśli nie zostały przekroczone jego rezerwy. W przypadku, gdy organizmowi nie starcza jego własnych źródeł (wyczerpanie stresami, chorobą) bioenergoterapia jest dodatkową rezerwą poprawiającą stan psychosomatyczny organizmu, powodując powrót do typowego dla danego organizmu stanu równowagi, rozumianego jako poczucie pełnego zdrowia. Podobnie wyjaśnia się działania akupunktury – jako przywracanie do normy naruszonej równowagi energetycznej.
J. REJNER: – Nowe światło na stare teorie rzucają fascynujące koncepcje prof. Włodzimierza Sedlaka. Dla ważnych faktów, których większości nie można zrozumieć za pomocą elektrochemicznej interpretacji, jaką posługuje się biochemia. Sedlak proponuje elektroniczny model żywego organizmu. Jest to pierwsza próba takiego opisu żywego układu. Poszukując następnie dla żywego układu syntetycznego opisu na poziomie kwantowym – odnajduje go w bioplazmie. Ten model powstał na podstawie analogii z plazmą ciała stałego. Bioplazmę Włodzimierz Sedlak uważa za piąty stan właściwy tylko materii botycznej. Ta hipoteza zakłada, że procesy elektroniczne stanowią, oprócz biochemicznych, drugą rzeczywistość żywego układu. Otwiera ona nowe perspektywy wyjaśniania istoty samego życia. Profesor uważa, że znamienną cechą życia jest nie tylko substancja chemiczna, lecz przede wszystkim zdolność wytwarzania pola biologicznego. Ponieważ fala elektromagnetyczna rozchodzi się w próżni nieskończenie we wszystkich kierunkach, dowodzi on, ze życie sięga tak daleko, jak daleko sięga pole biologiczne organizmu. A więc zjawiska telepatyczne zdają się dowodzić, że pole biologiczne człowieka jest niejako przedłużeniem osoby ludzkiej poza miejsce, w którym się ona znajduje. Zatem w podobny sposób możemy próbować poszukiwać wyjaśnień także dla zjawisk bioenergoterapii, a tym samym zdjąć piętno szarlatanerii z bioenergoterapeuty.
– Czy poza hipotetycznymi interpretacjami są jakieś inne metody opisania fenomenu, jaki przedstawia sobą bioenergoterapeuta?
P. POŁONECKI: – Można powiedzieć, że siedzę na walizkach. Otrzymałem propozycję od jednej z firm zachodnioniemieckich, produkującej sprzęt elektroniczny dla medycyny, aby poddać się badaniom, w celu fizycznego opisania mojej energii. Te pomiary mają posłużyć do stworzenia sztucznego bioenergoterapeuty, którego zadaniem byłoby „doenergetyczniać” chore narządy pacjentów. Myślę, że po powrocie będę mógł podzielić się swoimi spostrzeżeniami.
J. REJNER: – Wielu fizyków, chemików i lekarzy interesuje się tą problematyką. Współpracujemy z fizykami z Politechniki Warszawskiej. Mam także propozycję wyjechania do Politechniki Gliwickiej. Czynimy starania, aby przeprowadzić analizę chemiczną i fizyczną wody, która została poddana działaniu bioenergoterapeuty. Być może otrzymane wyniki pozwolą w sposób dostępny współczesnej fizyce i chemii częściowo opisać zjawisko działania energii bioenergoterapeuty.
– Aby w czasach tak bujnego rozkwitu nauki odgrywać rolę prekursorów pewnej dziedziny trzeba mieć dopracowaną metodologię i terminologię, a więc całą otoczkę teoretyczną.
J. PAPIEWSKI: – Radiestezja i bioenergoterapia są to dziedziny wchodzące w zakres psychotroniki, która jest nauką o charakterze interdyscyplinarnym (można ją uważać za próbę syntezy nauk fizyczno-chemicznych i biologiczno-psychologicznych). Psychotronika jest nauką młodą w trakcie tworzenia adekwatnej terminologii. Bioelektronika, wraz z koncepcjami prof. Sedlaka wykuwa sobie tylko właściwą terminologię. To samo dotyczy radiestezji i bioenergoterapii, które na razie posługują się terminami zaczerpniętymi z innych dziedzin.
J. REJNER: – Podstawowym pojęciem uważanym w radiestezji i bioenergoterapii jest „promieniowanie” (radiacja). Należyto pojęcie rozumieć jako opis oddziaływania podmiotu (radiestety czy bioenergoterapeuty) z przedmiotem (obiektem biologicznym lub fizycznym). Promieniowanie może być nadawane i odbierane. Dlatego rozróżniamy radiestezję jako dziedzinę wiedzy o identyfikacji i rozpoznawaniu obiektów na podstawie interpretacji ruchu przyrządu radiestezyjnego (np. różdżki czy wahadła) oraz bioenergoterapię – jako świadome oddziaływanie na przebieg procesów życiowych w innym organizmie.
J. PAPIEWSKI: – Terminologia jest istotna dla nauki. Dla nas, jako grupy, ważne są także prawa etyczne, jakie wśród nas obowiązują. Nie mamy spisanego i wiszącego na ścianie kodeksu moralnego radiestety, mimo to przestrzegamy pewnych postaw i zachowań. Dla nas radiestezja jest tym, czym sztuka dla artysty, a więc pasją i posłannictwem. Uprawianie tej dziedziny nie bierze się z taniej sensacji czy mody, ale z potrzeby pomagania ludziom dzięki temu, czym obdarzyła nas natura. Nie jesteśmy przy tym kapłanami strzegącymi swoich tajemnic. Jednocześnie chyba niewielu ludzi jest świadomych naszego wysiłku. Aby być użytecznym musimy wiele czasu poświęcać na autotreningi i pogłębianie wiedzy zarówno z dziedzin psychotroniki, biotroniki, jak i klasycznych dziedzin medycyny (anatomia, fizjologia), a także starej medycyny naturalnej (ziołolecznictwo, homeopatia).
– Zainteresowanie medycyną naturalną, w rym bioenergoterapią i radiestezyjnymi metodami diagnostycznymi jest w Polsce dopiero w zaczątku. W innych krajach np. we Francji panuje ożywienie. Od października, bieżącego roku w Bobigny będzie wykładana na wyższej uczelni medycyna naturalna. Profesor Pierre Cornillot, dziekan wydziału lekarskiego postanowił włączyć do programu studiów medycznych siedem specjalności, m. in. akupunkturę, homeopatię, fitoterapię oraz leczenie „nakładaniem” rąk (polski termin bioenergoterapia). Jaka jest panów opinia na ten temat?
J. PAPIEWSKI: – Zainteresowanie tą dziedziną przejawiają dotychczas osoby prywatne, niektóre uczelnie oraz prasa, radio itp. Udzieliliśmy np. popularyzujących wywiadów dla „Życia Warszawy” i kilku tygodników. Telewizja emitowała programy z dziedziny psychotroniki. W trakcie opracowania są inne popularyzujące tę dziedzinę programy. Natomiast ze strony Ministerstwa Zdrowia nie ma żadnych działań, które dopuszczałyby i sankcjonowały formy radiestezyjnej diagnozy i bioenergoterapii. Nadal kuźnią naszej działalności jest suterena w stowarzyszeniu.
J. REJNER: – Zupełnie w polowych warunkach podjąłem się prowadzenia kursu bioenergoterapii dla naszych członków mających te dodatkowe predyspozycje. Chcielibyśmy także podjąć współpracę z lekarzami pracującymi w klinikach i ośrodkach zdrowia. Dotychczas dwa punkty „Izis” udostępniły nam lokal i włączyły nas do swojej działalności.
– Healerzy (Healer – uzdrawiacz) stali się modni. W Holandii można ukończyć szkołę „magnetyzmów”, która uczy leczenia dotykiem rąk. W Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii działają stowarzyszenia lekarzy radiestetów. Coraz więcej ludzi zgłasza się Clive Harrisa i innych uzdrawiaczy. Czy jest to kolejny snobizm?
J. PAPIEWSKI: – Wobec wielu chorób oficjalna medycyna jest często bezradna. Ludzie pozbawieni ratunku szukają naszej pomocy, zgłaszając się do nas mają nadzieję, że ktoś im pomoże. Ich nie musimy przekonywać żadnymi naukowymi metodami i terminologią. Możemy im tylko przywrócić zdrowie, na pewno nie szkodząc.
P. POŁONECKI: – Od kilku miesięcy prowadzę leczenie pacjentów (wraz z lekarzem medycyny). Chorzy przyjeżdżają z całej Polski. Mogę powiedzieć, że niejednemu z nich udało mi się pomóc. Mam kilka przypadków zahamowania białaczki u dzieci i wczesnych procesów nowotworowych, dobre rezultaty uzyskuję także w leczeniu chorób przewodu pokarmowego.
J. REJMER: – Niedawno byłem w filii Akademii Medycznej w Olsztynie. Przedstawiono mi pacjentów zdiagnozowanych metodami rutynowanymi. Moje diagnozy pokryły się z badaniami lekarskimi. Jeden tylko przypadek uszedł mojej uwadze, a mianowicie zwichnięcie stawu biodrowego, którego pacjent doznał w dzieciństwie. Ten stan potraktowałem jako wadę wrodzoną.
– Są wątpliwości co do fenomenu, waszej uzdrawiającej energii. Wielu ludzi sceptycznie podchodzi do radiestezji i bioenergoterapii. Natomiast coraz mniej jest wątpliwości co do waszych umiejętności stawiania trafnych diagnoz.
J. PAPIEWSKI: – Medycyna oficjalna ma możliwości stawiania prawidłowych diagnoz dzięki nowoczesnej aparaturze medycznej. Nie zawsze jednak zastosowana terapia jest tolerowana przez pacjenta, mimo że z punktu widzenia teoretycznego powinna być skuteczna. Metodą prób i błędów, niejednokrotnie zamiast pomagać szkodzi się choremu.
J. REJMER: – Radiestezyjne diagnozowanie wyróżnia się kilkoma, ważnymi dla pacjenta zaletami. Po pierwsze – jest nieszkodliwe dla zdrowia, wychwytuje anomalie organiczne i funkcjonalne, zanim rutynowe badania lekarskie wykażą odchylenia. Diagnoza radiestezyjna wychwytuje zmiany pojawiające się podczas funkcjonowania danego narządu, a więc nie jest to wycinek (moment) pracy danego organu, lecz jego „praca w czasie”. Ponadto badania rutynowe nie są obojętne dla zdrowia pacjenta, np. badanie tarczycy dokonuje się po zaaplikowaniu szkodliwego środka promieniotwórczego.
– Nie zagłębiając się w niuanse, proszę opisać metodę radiestezyjnej diagnozy.
J. REJNER: – Są dwie metody: przyrządowa i bezprzyrządowa. Bardzo często jest tak, że terapeuta patrząc na pacjenta potrafi powiedzieć, które narządy mają zakłócone działanie, może także dotykając chorego wyczuwać ręką owe „bloki energetyczne”, które są mu przekazywane w postaci fizjologicznej reakcji ciepła, zimna lub mrowienia itp. Informacje te mogą być też przełożone na obrazy, np. gdy patrzę na chorą część ciała – „widzę” kontur narządu wraz z jego chorą częścią. Metoda przyrządowa polega na użyciu różdżki lub wahadła. Nie będę opisywać rodzajów wahadła. Zaprezentuję jedynie skrótową metodę diagnozy radiestezyjnej z wahadłem.
Metoda Av Mermeta polega na bezpośrednim przesuwaniu ręką po ciele pacjenta i obserwowaniu ruchu wahadła trzymanego w prawej ręce. Odpowiednio interpretowany ruch wahadła jest dla terapeuty równoznaczny z określeniem stanu zdrowia lub choroby danego organu.
Metoda M. Bovisa, którą można nazwać chirodiagnostyką, ogranicza badanie pacjenta do jego rąk (lewa dłoń odpowiada organom prawej strony ciała i odwrotnie). Także i w tym przypadku ruchy wahadła są dla terapeuty odpowiedzią czy dany organ jest zdrowy, czy nie.
Metodę Piotra Zampe można nazwać astrodiagnostyką. Do diagnozowania, poza wahadłem, jest potrzebny wykres koła, w które jest wpisana sylwetka człowieka – w ten sposób, że część potyliczna pacjenta i palce są usytuowane „na północ”. W środku znajduje się czarny obszar (krążek), nad którym trzymając wahadło i drugą ręką pacjenta (lub „świadka”, czyli zdjęcie) umieszcza się wahadło. Jeżeli pacjent jest zdrowy, to wahadło nie wychyli się poza czarny obszar. Jeżeli zacznie oscylować w kierunku określonych części ciała, to znaczy, że są one w jakimś stopniu upośledzone.
Metodę diagnozowania A. Leprience’a nazywamy wertebrodiagnostyką. Polega ona na badaniu mikrowibracji poszczególnych kręgów (columna vertebralis), z których każdy koresponduje z odpowiednimi organami. Aby dokonać diagnozy, radiesteta przesuwa wskazujący palec lewej ręki po kręgach, w drugiej trzymając wahadło – i śledzi jego ruchy.
Należy jeszcze wspomnieć o chromodiagnostyce, której podstawą jest przekonanie, że każdej barwie widma odpowiada określona częstotliwość mikrodrgań radiestezyjnych, które charakteryzują stan poszczególnych organów ludzkiego ciała.
– Metody diagnozy są zaczerpnięte ze starych Cywilizacji. Czy także terapia jest odtworzeniem dawnych metod leczenia?
P. POŁONECKI: – Podstawową terapią jest „przekazywanie” naszej uzdrawiającej energii pacjentowi. Leczenie trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, gdyż najpierw stawiamy diagnozę, a później „doenergetyczniamy” chore organy i wyrównujemy poziom energetyczny całego organizmu.
J. REJMER: – Poza bioenergoterapią korzystamy z ziołolecznictwa i homeoterapii. Proponujemy także treningi relaksacyjne. W wielu przypadkach odsyłamy pacjentów na kontrolowane leczenie farmakologiczne, gdyż nasze leczenie w wielu sytuacjach może pomóc, w pewnych musi być prowadzone równolegle z leczeniem chemicznym.
(„Przegląd Techniczny”, Nr 22’82 z dnia 7.11.1982 r.)