Chętnych do korzystania z takiej pomocy jest bardzo wielu. Obecnie spółdzielnia „Izis” w Warszawie ma na etacie dwu bioenergoterapeutów: Pawła Połoneckiego i Jerzego Rejmera. Do żadnego z nich nie można oczywiście wejść prosto z ulicy. Trzeba dostarczyć zgłoszenie potwierdzone przez lekarza, a administracja spółdzielni „Izis” w odpowiednim czasie wyśle zawiadomienie, kiedy należy stawić się. Ludzie z całej Polski czekają na takie wezwanie miesiącami. Niektórzy przyjeżdżają na zasadzie „a może się uda” — nie udaje się.

Paweł Połonecki — ongiś kierowca, w lutym przebywał na urlopie we Włoszech, przez 3 miesiące będzie jeszcze użyczał w „Izis” swych uzdrowicielskich mocy, ale już wkrótce spakuje walizy. Po przebadaniu przez pewną firmę komputerową w RFN siły bioprądów Połoneckiego natychmiast zaoferowano mu kontrakt na dwa lata. Od czerwca Będzie więc leczył pacjentów w RFN.

W „Izis” pozostanie samotnie drugi z uzdrowicieli — wykładowca filozofii Jerzy Rejmer. Każdy biozabieg jaki przeprowadzą, zabiera mu co najmniej kilkanaście minut, czasem znacznie więcej, gdy dodatkowo przeprowadza diagnozę. Ludzi, którzy utracili nadzieję na wyleczenie metodami tradycyjnymi jest wielu. Do „Izis” przyjeżdżają rodzice z nieuleczalnie chorymi dziećmi, liczą, że kalectwo dziecka będzie najlepszą przepustką do uzdrowiciela. Wejście tarasują im tacy sami nieszczęśnicy, tyle że z zawiadomieniami, iż właśnie tego dnia zostaną przyjęci. Zdecydowanie odradzamy takich podróży z chorymi, nie należy ich narażać na bezowocny trud. Gdy tylko będzie to możliwe, dla osób pragnących spotkania z bioenergoterapeutą zorganizujemy je w Łodzi. Nie nastąpi to jednak na pewno w najbliższych tygodniach. O efektach naszych starań w tej sprawie poinformujemy we właściwym czasie.

(„Express Ilustrowany”, Nr 44, Łódź, czwartek 3 marca 1983 r.)