Chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami na temat bioenergoterapii, której się poświęciłem. Sądzę, że wokół tego zjawiska istnieje wiele nieporozumień. Warto pokusić się o ich wyjaśnienie przede wszystkim w interesie samego chorego, ale i medycyny.
Często spotykam się z pytaniem w jaki sposób ujawniły się moje właściwości? – Stało się to przed czterema laty. Pewnego dnia, jadąc samochodem, zabrałem jakiegoś człowieka. Był to – jak się okazało – radiesteta. Przyglądał mi się bardzo uważnie i powiedział, że emituję silne biopole. Nalegał, abym przyszedł do Stowarzyszenia, gdzie zostanę poddany testom. Zrobiłem to- i rzeczywiście testy potwierdziły, że mam tzw. biały promień.
Zacząłem sobie przypominać pewne fakty z przeszłości – do których uprzednio nie przywiązywałem większej wagi.
Początkowo zacząłem praktykować wśród bliskich i znajomych – wszyscy twierdzili, że moja ręka jest kilkakrotnie cieplejsza niż normalna dłoń. Odczuwali ciepło, mrowienie, czasami zimno. Co jednak najważniejsze, pod wpływem dotyku dłoni zaczęły ustępować różne schorzenia. Przede wszystkim obrzęki, bóle i doleg¬liwości o charakterze neurologicznym.
Jednocześnie zgłaszali się do mnie coraz to nowi chorzy – ludzie przekazywali sobie mój adres i telefon. Coraz trudniej było mi pogodzić to nowe zajęcie ze swoją pracą zawodową / pracowałem wówczas w banku/.
Działania bioenergoterapeuty wyznaczają niejako dwa etapy: diagnoza, następnie leczenie. Uważam, że w obu przypadkach, przy współpracy z lekarzem można osiągnąć bardzo dobre efekty. Często spotykałem się z lekarzami i stawiałem im diagnozę, sami przyznawali, że w 90 proc. była to diagnoza trafna, a przecież w przypadku lekarza trudno mówić o sugestii. Chciałbym przy tym zastrzec, że czasami nie jestem w stanie dokładnie określić stanu chorobowego, ponieważ nie studiowałem medycyny. Niektóre schorzenia jednak promieniują w charakterystyczny sposób, np. nowotwory. Wyczuwam je od razu, podobnie jak niewydolność nerek. Wydaje mi się, że mogę przy tym znaleźć ognisko choroby wcześniej niż czyni to dotychczas medycyna konwencjonalna przy pomocy dostępnych jej środków. Bywają bowiem przypadki, kiedy rutynowe badanie nic jeszcze nie wykaże, tymczasem choroba już się wykluwa. Wiem o tym, gdyż zawsze poprzedza ją zakłócenie energetyczne w organiźmie. Jestem w stanie je wychwycić.
Jeśli chodzi o diagnozę, pole do współpracy bioenergoterapeuty z lekarzami jest bardzo duże. W ubiegłym roku przeprowadzono ze mną serię eksperymentów w Klinice Ginekologii AM w Warszawie. Diagnozowałem tam pacjentki w ciąży: moim zadaniem było znalezienie przy pomocy różdżki tętna płodu w łonie matki, oraz miejsca jego najlepszej słyszalności. We wskazanym przeze mnie miejscu lekarz przykładał głowicę aparatu i sprawdzał trafność diagnozy na ekranie monitora. Okazało się, że była ona stuprocentowa. Miałem natomiast pewien kłopot z diagnozowaniem ciąży mnogiej, ale zetknąłem się z nią po raz pierwszy.
Podczas tych samych eksperymentów diagnozowałem kobiety w ciąży, które były chore. W jednym przypadku znalazłem różdżką torbiel na lewym jajniku, co potwierdził obraz ultrasonograficzny. W innych – wykryłem bezbłędnie zmiany morfologiczne u pacjentek, takie jak guzy w jamie brzusznej, na macicy, czy też na jajnikach. Chciałbym dodać, że kiedy odpowiednio się skoncentruję, na miejscach, które są chore – widzę ciemne plamy. Nie muszę do tego celu używać różdżki, gdyż te miejsca bardzo silnie promieniują i ja odbieram to promieniowanie.
Jeśli chodzi o leczenie, sprawa jest bardziej złożona. Od ubiegłego roku przyjmuję pacjentów w spółdzielni lekarskiej IZIS w Warszawie, wspólnie z lekarzem. Początkowo robiłem to raz w tygodniu, jednak wobec ogromnej liczby zgłoszeń / w tej chwili czeka na załatwienie kilka tysięcy listów / zwiększyłem ilość przyjęć do dwóch dni w tygodniu. Częściej przyjmować nie mogę, gdyż każdy zabieg bioenergoterapeutyczny dla mnie, podobnie jak dla innych bioenergoterapeutów, oznacza ubytek energii, a tym samym i sił. Zdarza się, że po całym dniu przyjęć w IZIS-ie chudnę o dwa kilogramy, a jak Państwo widzą – ważę i tak niewiele. Z tym, że mój organizm potrafi szybko się, zregenerować, niekiedy wystarczy na to godzina – dwie. Do IZIS-u trafiają ludzie z bardzo różnymi schorzeniami i dolegliwościami – od takich, które udaje mi się zlikwidować niemal od ręki / np. przewlekłe migreny i bóle głowy / aż po przypadki najcięższe, a więc nowotwory, miażdżycę uogólnioną, zespoły nerczycowe u dzieci, paraliże i inne, choroby bardzo trudne do leczenia. Dość dobre efekty osiągam w leczeniu padaczki, a także różnych schorzeń wzroku.
Tu, w mojej teczce, są oświadczenia chorych potwierdzające znaczną poprawę ich stanu zdrowia. Znajdują się wśród nich chorzy z padaczkami, wrzodami żołądka, nerczycami, bólami reumatycznymi, białaczkami. Chcę powiedzieć, że jeśli chodzi o białaczki, efekty są na ogół dobre. Już po dwóch-trzech zabiegach liczba czerwo¬nych ciałek krwi wyraźnie się zwiększa i poprawia się wynik rozmazów krwi. Mówią o tym badania i zapisy w kartach lekarskich. Cały czas podkreślam, że chory korzystający z mojej pomocy musi się leczyć również metodami konwencjonalnymi, nie może przerywać terapii, którą zaleca mu lekarz. Popieram także picie ziół. W ostatnich dwóch latach jestem stałym gościem w szpitalach, dokąd wzywają mnie rodziny chorych. Przyjeżdżam tam chętnie, gdyż pomagam potrzebującym, a ponadto mam okazję do bliższego kontaktu z lekarzami, i mogę pogłębiać moje wiadomości. Lekarze nie czynią mi trudności w dostępie do chorych, a w niektórych szpitalach mam już wielu dobrych znajomych, którzy sami zawiadamiają mnie o przypadkach z jakimi – jako lekarze – nie mogą sobie poradzić. Często zdarzają mi się sytuacje za¬bawne , np. podczas oddziaływania na chorego przychodzi ordynator i mówi: „No, panie Pawle, dosyć już tych czarów-marów”. Wychodzę i znajduję w kieszeni fartucha włożoną przez tego lekarza kartkę: „Panie Pawle, czy mógłby pan pomóc mojej żonie?” Przyzwyczaiłem się do tego, traktuję to jak rzecz normalną. Uważam, że przed bioenergoterapią jest wielka przyszłość. Związane z nią nadzieje mogą jednak zostać urzeczywistnione tylko w ścisłym związku z medycyną, którą Państwo reprezentujecie. Moim zdaniem, ta współpraca jest tak bardzo ważna w interesie chorego. Nigdy nie uchylam się od takiej współpracy, chętnie korzystam z zaproszeń lekarzy. Poddaję się też bez zastrzeżeń badaniom i eksperymentom jakie mi proponują. Tak było właśnie ze zdjęciami kirkjanowskimi robionymi przez dra Mellibrudę. Ostatnio byłem również testowany na prototypowym urządzeniu przez naukowców z Polskiego Stowarzyszenia Biocenotycznego. Odczyt aparatury wykazywał, że potencjał mojej energii jest kilkakrotnie wyższy niż przeciętnego człowieka. Obecnie, jestem w przededniu wyjazdu do Szwajcarii i RFN, Będę tam przeprowadzał zabiegi terapeutyczne w klinikach. Wiosną togo roku brałem udział w kongresie parapsychologicznym we Włoszech, a jesienią ubiegłego roku został zaproszony do RFN przez firmy produkujące urządzenia elektroniczne na zamówienie lecznic i szpitali. Oni po prostu zastanawiają się nad tym, czy analizując właściwości bioenergoterapeutów nie udałoby się skonstruować czegoś w rodzaju elektronicznego bioenergoterapeuty, który zasilałby organizm chorego w energię / dodawał jej /. Mam tam pojechać po¬nownie. To są podstawowa informacje, jakie chciałbym przekazać o sobie i o tym co robię. Jeśli interesuje Państwa jakiś problem szczególnie – proszę pytać, a chętnie odpowiem.
Paweł Połonecki