W Rabce wypoczywam, towarzyszę mojemu 6-letniemu Pawełkowi-juniorowi, który ma tutaj swojego kolegę-brata, 6-letniego Pawełka Kopytka. Nie, ja nie muszę tutaj „ładować”swojej energii. Systematyczne badania – m.in. w słynnej szwajcarskiej firmie Kudelskiego – potwierdzają, że stale dysponuję energią 110 miliwoltów. I jest to swoista zagadka, której nie potrafią wyjaśnić badający mnie naukowcy – lekarze np. z uniwersytetu w Toronto. Badają, bo chcą moje właściwości wykorzystać w medycynie. Na przykład Niemcom posłużyłem jako… model do tworzenia maszyny – takiego sztucznego bioenergoterapeuty – wykorzystywanej w diagnozowaniu chorób. Stwierdzono, że moje diagnozy mają 90 procent trafności.
Paweł Połonecki podkreśla, że nie uważa się za „cudotwórcę”, choć tak o nim piszą w gazetach. Stale współpracuję – mówi – z lekarzami. Pomagam ludziom szukającym ratunku. Mam udokumentowane osiągnięcia w leczeniu bezpłodności u kobiet i u mężczyzn. Dzięki mojej bioenergoterapeutycznej pomocy urodziło się już ponad 500 dzieci. Szóstkę dzieci mam już w Toronto ! Uprawiam „białą magię” – bioterapię. Co oficjalna medycyna na to? Mówiłem już, że od początku mojej oficjalnej działalności ściśle współpracuję z lekarzami, przy moich zabiegach – oddziałuję na chorych przez dotyk – zawsze jest lekarz medycyny, w „Biotonie” od 9 lat współpracuję z dr Elżbietą Kastelik. W styczniu tego roku – dodaje P. Połonecki – powstało w Warszawie Polskie Stowarzyszenie Medycyny Naturalnej, wśród członków są naukowcy i praktycy, także w stopniu profesora i doktora medycyny, mnie wybrano do zarządu stowarzyszenia.
Czy ja choruję? Odpukać… Jeszcze nigdy na nic nie chorowałem. A skoro mogę dawać zdrowie innym, będę to czynił nadal…
M. Szreniawa